Znowu wyjdzie na to, że bexie najbardziej podobają
się jej własne teksty i że najchętniej zgadza się z własnymi poglądami. Oraz, że na całkowitym odizolowaniu jej od cudzych
(tekstów i poglądów zarówno), skorzystałaby
ona na pewno, a reszta świata
niewykluczone, że również.
Artykuł 10
filmów o zombie, które warto obejrzeć nie ma u bexy żadnych szans. Ani – chociaż z innych powodów – zdanie,
że zabawa elementami garderoby
(chodzi o mowę ciała) może świadczyć o
znudzeniu.
Ani informacja o mrożonej grzybowej uczcie, która sprawdza się
jako gotowe danie lub dodatek do mięs, a odrobiny pikanterii dodaje jej
cebulka.
Wiadomo i o czym tu pisać.
No tak, zgadza się bexa niechętnie. I pozornie.
Bo skoro inni mogą, w dodatku w nakładach…
I w poważnych mediach opiniotwórczych. Albo mniej
poważnych może, ale należących do Bardzo Potężnej Gromadki.
Napisać, na przykład, że hasło Niech żyje Kościół otwarty jest wręcz krzykiem
z otchłani podszytym rozpaczą.
Z otchłani.
Rozpaczą.
Rzecz jasna, nie jest wiwatem. No jasne.
Że młody
meksykański ksiądz o mocno marksistowskich poglądach długo w noc przepijał
do wiekowego irlandzkiego specjalisty od
optymizmu i obaj nawzajem
utwierdzali się w przekonaniu, że tak dłużej już nie można. Pod wspólną egidą niechęci wobec
autorytarnych praktyk Ratzingera.
bexa na opisywanym zjeździe angielskich katolików nie
była, ale tym chętniej się wymądrzy.
Że chociaż obecna na nim autorka-obserwatorka
przyglądała się mu z fascynacją, a w traktującym o nim artykule pisze i o
schizmie (uprasza się nie mylić z tytułową schizą) – koniecznej – i o reformacji – która też by się rychło przydała – to, póki
co, onże autorytarny Ratzinger jest papieżem, a więc zwierzchnikiem kościoła katolickiego,
najwyższym i uznawanym w nim za nieomylnego w sprawach wiary i moralności.
Że co właściwie meksykański ksiądz robił na
zjeździe w Durham oprócz tego, że popijał wysmakowane
single malty (na Wyspach, pisze autorka, teologia wyzwolenia jest wciąż żywa – a single malty, dodaje bexa, wciąż najlepsze)?
I że wcale nie chciałaby dowiedzieć się, czy następnego dnia
rano nie zmienił poglądów ani na jotę, czy może jednak troszeczkę, bo bardzo bolała go głowa.
Chociaż chętnie dowiedziałaby się – ciągle zapomina sprawdzić – którzy to biskupi niemieccy nie podali ręki Paparatzingerowi i czy coś z tego wynika do obejrzenia w Niemczech, nie tylko na tytubie.
Tak, myśli bexa zupełnie nie ironizując, wiatr zmian
nadciąga.
A na pewno niektórzy postawili już żagle, myśli, ironizując co nieco.
Bywa wręcz, że sami w nie dmą, myśli, ironizując coraz bardziej.
Może już czas rozpocząć prawdziwą, otwartą debatę
na temat zniesienia obowiązkowego celibatu dla księży.
Może.
W miejsce, jeśli bexa dobrze rozumie, dotychczasowej, z gruntu fałszywej i toczącej się za zamkniętymi drzwiami.
Oczywiście, spostponowanymi kiedyś przez Yvesa Congara OP drzwiami Świętego Oficjum.
Dyskusja. Tylko te argumenty na jej rzecz. Mniejsza, że
utknięte gdzieś między sponsorowaną zachętą do stosowania syropu na kaszel
suchy i mokry a reklamą szamponu na bazie róży (uwaga!) jerychońskiej. Bo jeśli
dyskutować mieliby wierni, jak chce przedstawiająca je Joanna P., psycholog, podbudowa
jakaś teologiczna na pewno byłaby
wskazana. Wiedza, nieograniczająca się do
wniosku – oczywistego podobno nawet dla mało wnikliwych obserwatorów (zwłaszcza
dla nich?) – że księża nauczają praktyki,
a są teoretykami. Dziś ludzie chodzą do księdza,
by się
wyspowiadać.
– Dokąd idziesz? – Do księdza, wyspowiadać się.
Kto słyszał kiedyś taki dialog, niechaj da bexie znać. Będzie wdzięczna.
Jednostronnie przyznają się do swoich błędów. Gdyby wiedzieli, że
ksiądz zna codzienne troski i kłopoty, zapewne chętniej przychodziliby do niego
na zwykłą, serdeczną rozmowę. Ufaliby mu bardziej, dzieląc się swoimi
zmartwieniami.
Zapewne. O, bardzo prawdopodobne. Nie, nie, wykluczyć tego nie można.
Ale jeśli podążać dalej
tym tropem… Jak nic, zaraz wyląduje
się w jakichś myślowych burakach. Ksiądz z kolei
na serdeczną rozmowę
przychodziłby do żony? A ludzie by się nie spowiadali, tylko słuchali księdza, który też by się nie spowiadał, tylko przyznawał, żeby było bilateralnie? O teologii zaś niechby sobie rozmawiali teolodzy, teologowie, teolożki i panie teolog?
No to zdrowie reformacji!
Na koniec anegdotka o księdzu Tischnerze. Wrócił
skądś bardzo zmęczony, postanowił się zdrzemnąć.
Zanim się położył, poprosił jeszcze, żeby
go w żadnym razie nie budzić.
No, chyba
żeby znieśli celibat!
Masz rację , rzadki to przypadek , że idzie się na rozmowę, na nią Oni nie mają czasu. Perełek w stylu Tischnera samemu trzeba szukać, nie powiem, ale zdarzą się , zdarzają.
OdpowiedzUsuńJakoś nie tęsknię, przyznam, żeby akurat z księdzem odbywać zwyczajne rozmowy.
OdpowiedzUsuńNiezwyczajne już prędzej. Ale to całkiem inna pula - i historia inna.
Teoretycznie ksiądz powinien być osobą społecznego zaufania - przynajmniej w swojej społeczności. I dla tej funkcji nie jest istotna ani płeć, ani stan małżeński czy bezżenny. Niestety, kościół - instytucja jest nastawiony raczej na zarządzanie owieczkami...
OdpowiedzUsuńCelibat został wprowadzony, aby zapewnić pełną kumulację majątków zgromadzonych przez księży jako majątku kościoła, unikając rozpraszania go pomiędzy synów tychże. Cała reszta, to dorabiana przez wieki ideologia :)
Gdy mieszkałam w mieście - malutkim, potem większym , byłam anonimowa dla proboszcza, choć budynek kościoła miałam bardzo blisko, to nie czułam tej bliskości jaką pasterze powinni dać swym owieczkom.
OdpowiedzUsuńNa małą chwilę , w mojej późniejszej wiejskiej parafii był Ks.Zbigniew , próbował integrować społeczeństwo, przekazywał słowa Ks.Tischnera, ale mało kto rozumiał dlaczego ksiądz bez sutanny jeździ rowerem, a i jeszcze w kazaniach czyta swoje i inne wiersze .
. . . . .
PS. Kuria , będąc pracodawcą ,odesłała niewygodnego proboszcza na dla niej dogodne miejsce .
I właściwie mimochodem wnieśliśmy swój wkład do dyskusji :D.
OdpowiedzUsuńMajko, nie można wykluczyć, że cykliści byli potrzebni gdzie indziej.
Ech, wolno te młyny mielą.