A osiem dużych kostek lodu w jedną średniej wielkości szklankę kawy?
Frappe, to prawda, ale...
W przepisach, które bexa znalazła we wszechświatowej sieci, piszą, że lód niekoniecznie. Opcjonalnie. Jak kto chce.
Na innych stronach piszą zaś, że tam, gdzie ta kawa, jest wesoło, kolorowo i bardzo przyjemnie,
a za 15 złotych można się całkiem nieźle najeść.
Ktoś jeden poleca, ktoś drugi sobie upodobał, ktoś trzeci ma zamiar wybrać się tam w najbliższym czasie.
A bexa... Cóż, najeść na pewno by się nie mogła (i nawet nie próbowała), w każdym razie nie za taką kwotę, bo jedna sztuka naleśnika z nadzieniem kosztuje tam 12 plnów.
A wspomniana kawa 11.
Ale damy nie mówią przecież o pieniądzach.
Pozostaje sobie zrobić kawę w domu - niekoniecznie gorsza, taniej na pewno :)
OdpowiedzUsuńi naleśnik w domu zrobiony też smakuje wybornie, ale smak jest dużo lepszy, gdy jest przez inną osobę sporządzony i podany, a plenki nie zepsują radości w konsumowaniu :)
OdpowiedzUsuńMożna jeszcze Bexo zrobić dwie inne rzeczy ...
OdpowiedzUsuńTo zaden problem , bo przecież " ZDROWA WODA , ZDROWIA DODA!!! / nie ta Rybaczewska /
OdpowiedzUsuńOj, niech ja tylko dotrę do tej stolicy...Bexo , nie popuszczę wspólnego wypadu na różnorakie posmakowania
Tetryku, lokal - można o tym przeczytać na ichniej stronie - ma służyć żakom.
OdpowiedzUsuńCenę bexa-utracjuszka (i nie studentka przecież!) skłonna byłaby darować,
ale żeby taką metodą "robić objętość"?
W mieście Ź. jest to, co prawda, nagminne, ale w fastfoodach,
gdzie napoje chłodzące leją z kranu, a kostki lodu sypią z agregatu wielkości bexyszafy.
Jak nic, tendencja się nasila.
Na szczęście, całkiem niedaleko znajdują się automaty
z 25 rodzajami kawy, nawet ziarnistej, do wyboru - za max. 3 zł.
Zamiast marudzić, wystarczy wrzucić monety do otworu.
Jak w Twoim komentarzu: kawę uzyskuje się niekoniecznie gorszą, tańszą na pewno.
Nawet jeśli w papierowym kubku zupełnie niedomowym.
Majko, ze względu na bezpieczeństwo i higienę pracy, lepszy omlet. Co to plenki?
Pyłku, jakie? I dlaczego akurat dwie? Może się wyjaśni, jeśli odpowiesz na pierwsze pytanie.
Watro, na razie leży śnieg.
OdpowiedzUsuńAle, ale, ale: w ostatnich latach zimy listopadowe trwały najwyżej trzy, cztery dni.
Potem było ciepło, cieplej, prawie gorąco,
i gdy już zaczynały kwitnąć forsycje,
w połowie stycznia znów robiło się śnieżnie, a temperatury spadały poniżej zera.
Będę donosić na bieżąco.
Donoszę z moich stron na bieżąco : 5 stopni w plusie C, słońce południowe o godzinę powróciło na swoje staro czasowe miejsce; spora warstwa śniegu wczoraj napadanego już na drogach stopniała, na dachach domostw i polach nadal przypomina, że to już czas zmienić okrycia letnie na cieplejsze :)
OdpowiedzUsuńA "plneki", to zaciągnęłam i przeinaczyłam ze słownictwa wpisu w b.lesie dzisiejszego. Polska waluta w bankowości to PLN - nasze złotówki :)))
Własnego (wy)tworu językowego nie poznałam :(.
OdpowiedzUsuńA śnieg topnieje.
Nie całkiem własnego właściwie, a nawet całkiem nuewłasnego,
OdpowiedzUsuńale przez siebie użytego.
I nie poznałam :(.
Plenki skojarzyłaś z angielskim "plenty", a to na ogół wręcz przeciwnie ;)
OdpowiedzUsuńNasz kraj szczęśliwy, piękny, prawdziwy - żacy płacą szerokim gestem za kawę, naleśnik jak z kawiorem - pół dniówki za śniadanko! Cuda, cuda! :D
OdpowiedzUsuńBardziej, przyznaję, pieńki jakoweś przyszły mi do głowy.
OdpowiedzUsuńDość gęsto już, zdaje się, zalesionej?
a u mnie dziś naleśniki i kawa też... :0
OdpowiedzUsuńNo tak spózniłam się na naleśniki :( a Szuwarek pewnie wszystkie spałaszował - smacznego :))
OdpowiedzUsuń