Leży w najlepsze.
Niedziela.
Leniwa niedziela?
Leniwa niedziela?
Siedem metrów bieżących książek ułożonych od wczoraj, zawartość szafy może poczekać,
z dzwonków na razie wrócił jeden.
No to jak nie poleżeć, chociaż trochę.
Trafniej może dałoby się to leżenie opisać metaforą „jak bexa długa i szczęśliwa”?
Nad głową bexy znajduje się sufit.
Kojąco biały i taki jakiś... W przeciwieństwie do swojego poprzednika równy i gładki, co okazało się wcale miłe.
Co było niemiłe natomiast i na pewno, to, by tak rzec, wierzganie bexy w materii tego sufitu.
Ale wykonawca postawił na swoim. I słusznie.
Oraz właściwie niepostrzeżenie. Po prostu, nad wyraz uprzejmie zapytał bexę, czy wobec tego życzy sobie (ona, nie on) na suficie i ścianach wykończenie według standardu osiedla X (tu podał znany również bexie przykład fuszerki budowlanej z epoki realnego socjalizmu).
602 lata. Najstarsi ludzie nie pamiętają. Szmat czasu. Ale zleciało nie wiadomo kiedy.
(bexo, zachowuj się!)
O wydarzeniach z 15 lipca 1410 roku Jan Długosz (który też ich pamiętać nie mógł, bo urodził się w roku 1415) pisze, między innymi, tak:
(...) Mistrz krzyżacki Ulryk von Jungingen, w chwili gdy zobaczył, że wojska królewskie i jego zgromadziły się w wielkiej masie(bexo, zachowuj się!)
O wydarzeniach z 15 lipca 1410 roku Jan Długosz (który też ich pamiętać nie mógł, bo urodził się w roku 1415) pisze, między innymi, tak:
i stoją w oddziałach i szeregach gotowe do walki, zadrżał z lęku przed godziną decydującej walki. Pewność siebie,
która w nim wbrew zasadom rozsądku dochodziła do pychy, zmieniła się w troskę. Usunąwszy się w ustronne miejsce
nie tylko pogrążył się w smutku, ale zaczął lać obficie łzy. Ponieważ to nie podobało się jego komturom, których zastęp
go teraz otaczał, komtur elbląski Werner Tettingen, przystąpiwszy do niego, karci go publicznie i napomina,
by zachowywał się jak mężczyzna, a nie jak kobieta i by swoim rycerzom, którzy oczekują od niego hasła do walki, dał przykład raczej dziarskości niż tchórzostwa. Mistrz Ulryk znosząc z pokorą to skarcenie odpowiada, że łzy, które publicznie wszyscy widzieli, wylał nie z jakiegoś tchórzostwa lub bojaźni, ale z przywiązania i z prawdziwego ubolewania nad tym,
że w czasie piastowania godności mistrza i sprawowania rządów przez niego ma być wylane tyle krwi chrześcijańskiej,
a jak dużo, to może sobie świetnie wyobrazić, chociaż jej jeszcze nie ma przed oczami. Obawia się też, by nie zażądano z jego rąk [rachunku] za krew już wylaną i tę, która lada chwila ma być wylana, i dlatego nie może ukryć niepokoju, czy to skutek słabości, czy też z powodu złych przeczuć. Dodał nadto, że jako człowiek niezłomny zarówno walkę podejmie bez strachu,
jak i wytrzyma jej niebezpieczny przebieg, niezależnie od tego, której stronie los przyniesie powodzenie. Niech zatem
Werner Tettingen pilnuje raczej samego siebie i niech się troszczy raczej oswoją skórę, swoje stanowisko i swój los,
aby mając tak wysokie i śmiałe mniemanie o sobie i swoich siłach, gdy dojdzie do walki, nie poniósł klęski z tym większą hańbą, z im większą pychą wznosił się nad innych. I nie próżna była ta zapowiedź. Mistrz pruski Ulryk padł bowiem w czasie walki
od ciosów otrzymanych w pierś. Uznał, że nie warto żyć dalej, skoro jego wojsko poniosło klęskę. Komtur zaś elbląski Werner Tettingen, opuściwszy sromotnie pole walki, nie zaniechał ucieczki, aż dotarł do Elbląga, by stać się dla niejednego przykładem pomszczonej pychy i pewności siebie. (...)
Po takich przemianach mieszkaniowych istnieje potrzeba silnego potwierdzenia pewności siebie, w tym przypadku żadną miarą NIE BĘDZIE TO przykładem pychy.
OdpowiedzUsuńStary Olsa o Bitwie Grunwaldzkiej
OdpowiedzUsuńСлаўся князь Вітаўт, Гаспадар на Літве
OdpowiedzUsuń