wtorek, 17 kwietnia 2012

palec, palec!

Gdy moje piątkowe niejedzenie mięsa źle się kończy dla bliskich, bo chodzę zła, fukam na męża i warczę na dzieci, może warto pomyśleć o zamianie tego postu na inny – radzą [tu nazwiska autorek].
Dodajmy, że radzą w pierwszym zdaniu.
Po którym następuje całkiem sporo kolejnych.
Może warto.
Tak jest napisane.
Tekst nadal do znalezienia w sieci i ewentualnego przeczytania.
Choć takiej na przykład bexie natychmiast włączyła się funkcja polemiczna, skutecznie uniemożliwiając lekturę.
I w dodatku każąc wygenerować ten wpis (czyli też post, ale inny).
Co oznacza tylko jedno: znowu nie doczytała do końca.
Ale odniesie się, jak to ona, i w dodatku znowu z niejakim przekąsem.
Dobór słów nieprzypadkowy (chodzi o przekąs), jak to u bexy.
bexy, która – to ważne – przez mniej więcej 360 dni w roku jest wegetarianką.
Ale na męża nie fuka i na dzieci nie warczy jak rok długi tylko dlatego, że ich nie ma.
Taka prawda. 
Odniesie się  więc tym bardziej, nie zdzierży.
Nieprzypadkowy zatem ów dobór, bo autorkom chodzi o niejedzenie mięsa w piątek.
Nie, co oczywiste, o obyczaj, który w trakcie ramadanu każe muzułmanom powyżej 10 roku życia od wschodu 
do zachodu słońca (a nawet jeszcze przez 15 minut dłużej) powstrzymać się od...
Nie tylko niejedzenia mięsa.
Nakazując im zarazem...
Niejedno.
Cóż z tego, człowiecze mizerny, że nie sięgniesz po kabanoska czy w Wielkim Poście (znów za mniej więcej rok) 
nie wypijesz piwka, rozwijają swoją myśl pani X. i pani Y.
Autorki tekściku?
(Czyżby bexa jednak go przeczytała troszeczkę?)
Wracając zatem do meritum: może warto pomyśleć o zmianie nawyków żywieniowych?
Usmażeniu racuchów z jabłkami, bo to zajęcie pochłaniające sporo energii, która inaczej pójdzie w fukanie?
Znalezieniu w Internecie namiarów na najbliższą miejsca zamieszkania grupę Anonimowych Mięsoholików
i udaniu się na jej mityng?
P.S. Proszę Ojca Blogera (to przeskok, także myślowy, na poniekąd konkurencyjny też nie-portal chyba), z prądem jednak 
nie tylko ścierwo płynie i zdechłe ryby – również spławiane drewno i, w rzeczy samej, rzeki, strumienie i inne im podobne zjawiska – więc może warto pomyśleć o zamianie tego wezwania na inne (radzi bexa lemon)?

3 komentarze:

  1. Wyznaję zasadę : nie szkodzić a wszystko inne jest każdego sprawą osobistą. A tak nawiasem , że tez ludziska maja tylko takie problemy, pozazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Watro, nawet i takim niebawem powiemy "nie".
    Właśnie zobowiązałam sama siebie
    do zamieszczenia w najbliższym czasie
    wpisu jednoznacznie pozytywnego.
    Aż jestem ciekawa, jak mi to wyjdzie i czy się uda.
    Bo tak pięknie i zawstydzająco napisała Majka
    o przytulności, spokojności i cichości.
    I w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
  3. świat jest różnorodny, a w nim ludzie, ja dziwna dla nich, oni mogą być dziwakami dla mnie, lecz nie wchodzę z nimi na ścieżkę konfliktów.
    Niedawno natknęłam się na podobne do mojego, przemyślenie znanego pisarza ;
    - zacytuję :
    "O czymkolwiek myślę, zawsze jednocześnie, mniej lub bardziej uświadamiam sobie samego siebie, istnienie własnej osoby. Zarazem to ja je sobie uświadamiam, tak że w całym moim „ja”, niejako podwójnym, częściowo poznawanym, a częściowo poznającym, będącym po części przedmiotem, a po części podmiotem, wyodrębnić należy dwa aspekty, z których jeden możemy w skrócie nazwać „ja” przedmiotowym (ang. me), a drugie – „ja” podmiotowym (ang. I)."

    {William James}

    OdpowiedzUsuń