sobota, 26 listopada 2011

powołanie do zwalczania

Nomina sunt odiosa, mawiano kiedyś.
Nie lada wyzwanie stoi dziś zatem przede mną.
Tak właśnie, na pewno nie odwrotnie.
Bo gdyby dało się odwrotnie...
Gdybym mogła ja stanąć przed wyzwaniem...
No, już, bexo, nie rozmarzaj się.
Pisz wpis.
Jest cena za poparcie, stwierdził—
Powiedzmy, że P.P.
Ale ani Pan Pizza, ani Piotruś Pan.
Pewien Przeciwdziałacz.
Który, realizując cele statutowe stowarzyszenia programowo niewymienio/anego z nazwy tu, ale na pewno 
po wielokroć wymienianego tam, powołanego, jak przeczytałam w statucie, do zwalczania obłudy w życiu 
politycznym oraz do przeciwdziałania obrażaniu ludzi mających inne poglądy przez innych ludzi mających również inne poglądy, tylko nie te (tamte?), ale inne (zwłaszcza!), wywalił kawę na ławę.
Jest cena za poparcie.
Nie schowam tej myśli do skarbczyka, w którym przechowuję bon moty.
Niedoczekanie jej i autora.
Nie zgodzić mi się z nią trudno, ale zgodzić ani trochę nie łatwiej.
Każdego można kupić, wszystko ma swoją cenę, nic za darmo...
Nie kwestionując zawzięcie ich prawdziwości, pod tymi akurat twierdzeniami podpisywać się jednak nie zamierzam.
I tematu dzisiejszego wpisu też nie będę rozwijać.
Zapytam tylko – retorycznie, ostatecznie to zakończenie bexyposta – czy Pan Przeciwdziałacz nie zapomniał aby, 
że ugrupowanie, na którego czele stoi, ma w nazwie poparcie właśnie, w dodatku nie dla kogo? czego? innego, tylko dla niego, Przeciwdziałacza we własnej osobie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz