poniedziałek, 5 września 2011

μύθος

Nawet nie wiem, jak to się nazywa.
Na portalu internetowym.
Kategorie? W słupku. Pogoda. Turystyka. Książki. Program TV. I kilkanaście innych.
Klikasz i otwiera się strona z informacjami dotyczącymi tematu zapowiedzianego w nagłówku.
To słowo występowało jako pierwsze.
Greckie, jak nic, chociaż zapisane literami alfabetu łacińskiego.
Ale niemożliwe, pomyślałam, żeby prowadziło do internetowego wydania Poetyki Arystotelesa.
Dzieła czytywanego raczej niż czytanego, nigdy powszechnie.
Masowo tym bardziej.
A internet to przecież... Nie wierzę i nie uwierzę, tyle.
Zaintrygowana w dniu pierwszym, drugim i kolejnym, wreszcie klikam.
Strona w kolorze krwi.
Totalna masakra.
Nazwa konta, email, hasło, akceptuję WŚU.
Akceptuję wueśu?
Wieś?
Wsio?
Wszechświatową urawniłowkę?
Niemożliwe. Nic takiego nie istnieje. Wszechświatowa policja, proszę bardzo, wyszukiwarka zawsze do usług. Wszechświatowa koalicja gojów. Urawniłowka, która będzie w Unii - i druga, która już była i se ne vrati. Ale w tym połączeniu? Do znalezienia dopiero po opublikowaniu niniejszego wpisu. I nawet wtedy nie ręczę.
A, warunki świadczenia usługi.
I bądź tu sobą, człowieku, jak najpierw musisz zaakceptować cudze warunki, żeby przez chwilę móc pomasakrować na własne konto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz