Są granice, których, okazuje się, przekraczać nie
wolno.
To znaczy, wolno.
Ale każdy je sobie wytycza gdzie indziej?
Oraz próbuje wytyczyć
innym wedle tego, co uważa za słuszne?
Na jakiej, dziwi się bexa troszeczkę, zasadzie?
Tej, zgodnie z którą jedna sztuka grzyba podnosi walory
smakowe barszczu, ale dwie sztuki to już za wiele?
W dalekim San Francisco eksponowanie nagości własnej
jest dozwolone.
Wszędzie poza parkami, restauracjami i terenem portu.
Wszędzie poza parkami, restauracjami i terenem portu.
No to dwunastu (mniej więcej; dokładnie nikt nie
policzył?) mieszkańców miasta, a wśród nich może i paru przyjezdnych, umyśliło spotkać
się na jednym z placów.
Na golasa, tak
postanowili.
Skandalu nie wywołali, ale „kontrowersje” i owszem.
Z czego tyle na razie
wynika, że władze miasta (w osobie jego administratora) zastanawiają się, czy nie wprowadzić całkowitego zakazu występowania/pojawiania
się nago w miejscach publicznych.
Oooo, i zawsze można znaleźć furtkę w przepisach, nakazach, zakazach :)
OdpowiedzUsuń