Nie, nie napiszę tu wszystkiego.
Co widziałam. Co wiem. A zwłaszcza, co myślę.
Nie mam pojęcia, przyznaję, jak to zrobić, żeby nie wylać.
Dziecka z kąpielą.
Całej zawartości wiadra na nie tę głowę.
Swoich frustracji w wyłącznym celu ulżenia sobie.
Sobie, czyli beneficjentce usług określanych mianem „socjalnych”, świadczonych w ramach pewnego systemu.
Wiodącej egzystencję wspomaganą z racji bycia niezdolną do samodzielnej.
Niezdolność ta jest, co prawda, uparcie kwalifikowana jako czasowa, ale czas przyznany ostatnio jeszcze nie minął.
Pozwalam sobie zatem.
Uciec w anegdotę.
Chociaż nie powinnam.
Przeczytałam, co pisze Miss-h. na swoim blogu.
Na temat nieco inny, ale niewątpliwie pokrewny.
Powinnam więc dokonać szczegółowej (ale i błyskotliwej!) analizy sytuacji i wykazać, że płacenie komuś
mniej niż 5 złotych polskich za godzinę niełatwej i niezwykle użytecznej społecznie pracy, wymagającej szczególnych predyspozycji i umiejętności, chociaż, w gruncie rzeczy, prostej i w tak zwanej zasadzie polegającej, między innymi,
na obieraniu ziemniaków (dla kogoś), robieniu zakupów (komuś), szorowaniu wanny (cudzej) i zaciąganiu na mokro podłogi (nie swojej), jest, po pierwsze, nieludzkie i nieprzyzwoite, po drugie zaś prowadzi do patologii,
drogą prostą i na skróty.
Truchtam jednak i ja na skuśkę.
Podkreślając, że miałam szczęście. Udało mi się, nawet jeśli nie od razu, spotkać dwie opiekunki, których życzyłabym każdemu.
Chociaż nie karmią podopiecznych używając w tym celu srebrnych łyżeczek, nie krochmalą im podkoszulków
i nie przyrządzają sufletów.
i nie przyrządzają sufletów.
Korzystałam lub korzystam z ich pomocy – i jestem im wdzięczna.
Żadna z nich nie jest bohaterką trzech scenek rodzajowych, które przedstawiam niżej. Autentycznych. Takie scenariusze tylko życie może napisać.
Wszystkie spotkania, poza jednym, były spotkaniami pierwszymi i ostatnimi. Po nich następowało kolejne z nową opiekunką...
Da capo al fine, tyle napiszę na ich temat.
Czwarta scenka jako bonus.
[piątek, 16:30]
– Umówmy się wobec tego na przyszłą środę na 11:00.
[poniedziałek przed tą środą, 8:00]
– ?
– Opiekunka!
– Byłyśmy umówione na środę na 11:00?
– Ale ja w środę nie mogę.
– Trudno, proszę wejść.
– To pani nie jest wszystko jedno?
– Nie, nie jest.
– Ale dlaczego? Przecież niepełnosprawni cały dzień nic nie robią i tylko odpoczywają.
– O, jak tu czysto! To nie muszę sprzątać. Świetnie, bo mam akurat sprawę do załatwienia na mieście.
– No tak. To już wszystko wiem. Na pewno się dogadamy. Będzie pani ze mną bardzo dobrze, bo ja, proszę pani, jestem bardzo dobrą opiekunką. Pani mi tu podpisze, że byłam.
[bexa podpisuje – dwie godziny, czyli zostało jeszcze co najmniej 90 minut]
– Chciałabym, żeby pani dzisiaj...
– Chciałabym, żeby pani dzisiaj...
– A, nie, to już następnym razem. Do widzenia!
[opiekunka stoi przy oknie – jeszcze starym, drewnianym – które, wcześniej uchylone, właśnie otworzyło się na całą szerokość. bexa siedzi; od okna dzieli ją kilka metrów i stół]
– Pani bexo, pani zamknie okno, przeciąg się zrobił. Bo ja tych plastikowych to nie umiem.
Socjal tak, wypaczenia nie; oto moje hasło.
Przynajmniej na użytek niniejszego wpisu.
Gdyby ktoś zamierzał twierdzić, że system można uzdrowić tylko go likwidując, chętnie przedstawię kontrargumenty, niniejszym solennie zobowiązując się do nieroznoszenia P.T. Adwersarza na pikach sporządzonych naprędce właśnie w tym (rozniesienia) celu.
Za grosz się zachować nie potrafisz! Trzeba było podpisać jeszcze na następny tydzień! :D
OdpowiedzUsuńCzłowiek, powiadają, uczy się na własnych błędach.
OdpowiedzUsuńA bexa ich nie popełnia przecież - stąd problemy.
Ale i materiał do wpisów, więc sobie łaskawie wybaczam.
Ale Bloggerowi ani myślę, że szachruje z godziną.
Lecę interweniować.
;), z datą , to i mnie zatkało :),
OdpowiedzUsuńale cóż mogę napisać, po przeczytaniu pod datą tak mocno wyprzedzoną?,
Temat bieżący i wciąż uciążliwy .
BeLu , jedno wiadro wody, choćby lodowatej na mnóstwo tumanich głów systemu , to i tak za mało.
Zastępowałam dziś koleżankę w ..., byłam bliżej nowego szefostwa.
Nie , nie będę pisać co o nich myślę , ani o tym , jakie oni myślenie mają o ludziach, którym pomocni powinni być z urzędu .
O pożytkach z likwidacji systemu naucza nas historia we wszystkich rozdziałach traktujących o rewolucjach... Zniszczony system zawsze odradza się bujniej i jeszcze bardziej chaotycznie - jak australijski busz po pożarze.
OdpowiedzUsuń