Jeśli w ogóle czyjaś, to tych dwóch, którzy mi napisali scenariusz.
Jeden wykładał, a drugi miał tytuł magistra.
A może odwrotnie.
Spodziewałem się protestów.
Ale jednak zaskoczyło mnie, że nikt nie domagał się odebrania temu pierwszemu (drugiemu?) tytułu zawodowego albo skierowania tego drugiego (pierwszego?) do innych zajęć.
Jaki znów owoc?
A, ten.
Tu przynajmniej wszystko jest jasne: praojcu Adamowi podsunęła go pramatka Ewa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz