Niniejsza historia, zawierająca jakieś 378% bexytreści, nie traktuje, Drodzy Czytelnicy, o powrotach do poniechanego na pewien czas blogowania.
I jest bardzo długa.
A czy oprócz tego bardzo śmieszna albo bardzo straszna, czy tylko trochę taka lub inna, zdecydujcie, proszę, sami.
– Dobry wieczór. Chciałam zamówić taksówkę.
– Dobry wieczór. Na jaki adres?
– Do miejscowości A. Trzy kilometry od B. 40 kilometrów od C.
– To byłaby za jakąś godzinę. Odpowiada to pani?
– Tak. Chciałabym być w C. przed 22:00.
– Na pewno pani zdąży, nie ma dużego ruchu. Jak się jedzie do A.?
– Z C. Aleją D., potem szosą w kierunku na D. Na wysokości B. skręcić w lewo na E. i cały czas szosą prosto
do przejazdu kolejowego. Mniej więcej 400 metrów za przejazdem jest zielona tablica z nazwą miejscowości A.
Tam będę czekać.
– Pani numer telefonu w A. to 01 234 5678? Komórki 987 654 321?
Potwierdziwszy, bexa zaczyna zbierać się do wyjścia. Bo przecież trzeba się pożegnać, zejść po kilku schodach, przejechać po trawie kilkanaście metrów do szosy, stamtąd jeszcze kilka do tablicy i może taksówka przyjedzie wcześniej...
Wyjście. Zejście. Jechanie. Co tam skoki na bungee. Przereklamowane.
Stanie, czekanie. Chyba zaczyna padać? Pada. Przestało. bexa stoi, samochody jadą szosą. Ale nie taksówka. Komórka w pogotowiu, czyli w ręku. Wyjątkowo włączona. Dzwoni. Jest 21:40.
– Ja z korporacji. Kierowca skręcił w lewo na wysokości B., ale dojechał do Ó.
– To 7 kilometrów dalej i nie przy głównej drodze. Musi wrócić do szosy, a potem jechać prosto i kierować się cały czas na B. Są tablice.
bexa stoi, samochody jadą. Komórka znów dzwoni.
– Mówi kierowca. Nie mogę trafić.
– A jedzie pan już szosą na B.?
– Tak. Ale tu jest skręt w prawo na H.
– Jest. Tylko H. to 10 kilometrów stąd. Proszę cały czas jechać prosto, na B. Stoję na poboczu jakieś 300 metrów
za skrzyżowaniem. Latarnia się pali, więc mnie widać.
Drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr.
– Znowu kierowca. Dojechałem do skrzyżowania. To jak mam dalej jechać?
– Prosto na B. Jeszcze mniej więcej 300 metrów.
Samochód – wielki, chociaż nie kombi. Kierowca – chłop na schwał, młody raczej niż nie. Czyli dobrze.
– Dobry wieczór.
– Dobry wieczór.
– Ale ja nic nie wiem, że miał być wózek.
bexa miała być, panie bardzo uprzejmy kierowco. Pasażerka bexa na wózku.
–Ten wózek się składa.
– Ale on mi się nie zmieści. Nie mam samochodu z gumy.
Teraz pan to mówi, jak już bexa wsiadła?
Byle pan nie miał bombek w bagażniku albo porcelany.
Zresztą, można wózek tak złożyć, żeby jechał z tyłu między przednim a tylnym siedzeniem.
– Ma pan w bagażniku koło albo gaz?
– Nie.
Uuuuu, koło zapasowe chyba powinien pan mieć? Nieistotne.
– No to na pewno się zmieści. On się składa.
– Ale ja nie będę kółek odkręcał, a potem przykręcał.
– Nie musi pan. Wystarczy tylko...
– Nie, nie jadę. Pani powinna sobie zamówić kombi.
– Nie muszę. Ten wózek...
– Pani wysiada.
Co robić, bexa wysiada.
Kierowca tymczasem wsiada.
Odjeżdża. bexa na wózku zostaje na poboczu. Na wózku, bo udało jej się przysunąć sobie wózek i wcelować,
by tak rzec, siedzeniem w siedzenie. Dochodzi 22:00.
– Dobry wieczór, zamawiałam taksówkę do A. Kierowca nie mógł trafić, ale w końcu przyjechał, tylko mnie nie zabrał.
– Jak to, pani nie zabrał?
– No, nie zabrał. Powiedział, że wózek nie zmieści mu się do bagażnika i odjechał. Bo ja nie mówiłam,
że jestem na wózku inwalidzkim, ale to taki specjalny wózek, mieści się nawet w mniejszych samochodach między siedzeniami...
– Bardzo panią przepraszam. I nie zgłosił, że jest potrzebna druga taksówka?
– Nie wiem, ale skoro pani nie wie, czy zgłosił...
– Nie mam zgłoszenia. To już wysyłam drugi samochód. Jeszcze tylko mogę panią bardzo przeprosić.
– Dziękuję. Czekam.
– Ale to najwcześniej będzie za...
– Nieważne. Byleby było. Czekam. Jeśli kierowca będzie jechał z C., na wysokości B. musi skręcić w lewo...
– W lewo na E. i prosto do przejazdu. Około 400 metrów za przejazdem jest tablica z nazwą A. i przy tej tablicy pani czeka.
– Tak. Czekam przy tablicy. Dziękuję.
– Naprawdę nie wiem, dlaczego tamten kierowca tak się zachował. Jeszcze raz panią przepraszam.
Miejsce akcji: miejscowość A., potem (głównie) pobocze drogi prowadzącej z miejscowości E. do miejscowości B., miejscowość C.
Czas akcji: 20:45-01:10 (dlatego tak długo, że jeszcze trzeba było dogonić plecak zostawiony przez bexę w taksówce, którą nie pojechała), noc z 24 na 25 grudnia 2011 roku.
Bardzo smutne BeLu.
OdpowiedzUsuńMłody osiołek, który pozostawił Ciebie w wieczór wigilijny na poboczu, powinien w ramach przeprosin być już dożywotnio Twoim osobistym kierowcą. Przypuszczam jednak, że słowo przepraszam nawet śladu w jego mózgu nie pozostawiło.
ciekawe, jak te żółte się sprawdzają ?
O żesz....!!!
OdpowiedzUsuńPowinnaś podać nazwę owej korporacji taksówkowej - reklama dźwignią handlu!
Skoro ten kierowca odmówił wykonania prostej w sumie usługi,to powinien stracić robotę. Niech się zatrudni w firmie sprzątającej, nie będzie miał takich intelektualnych dylematów, czy coś mu się w samochodzie zmieści czy też nie.
OdpowiedzUsuńmyślałam jeszcze o złożeniu pisemnej skargi na tę korporację, która zatrudniła tego człowieka.
OdpowiedzUsuńJest jeszcze prawo konsumenta, i korporacja powinna nie tylko moralnie, ale materialnie również przeprosić !!!
Wiem, wiąże się to z dodatkowymi emocjami na Twoją BeLu niekorzyść,
ale warto napisać i wysłać pod oba adresy zażalenie .
poniżej link do Rzecznika Praw Konsumenta dla miasta Warszawa
OdpowiedzUsuńhttp://www.konsument.um.warszawa.pl/
BeLu! przytulam cie z calego serca razem z niezlozonym wozkiem!
OdpowiedzUsuńCo za znieczuleniec jeden!
I to w katolickiej Polsce, w Wigilijny wieczor, gdzie nawet zwierzeta mowia ludzkim glosem!
To nie jest smieszne! To jest obrzydliwe z jego strony!
Zdecydowanie wystapilabym o odszkodowanie, choc pieniadze tu nie maja zadnego znaczenia!
No gotuje sie we mnie bardzo!
Ach, i pomyślałam jeszcze o przydatnej roli telefonu komórkowego.
OdpowiedzUsuńZapisane rozmowy poświadczą brak kompetencji pierwszego kierowcy, jak i konieczność dalszego przez Ciebie oczekiwania .
Babo, my czytający gotujemy się,
a tego kierowcę nazwę po imieniu zwyrodnialcem gorszym od kibola !!!
Ach..., słów brak ....
Ten kierowca to zwykły prymitywny ćwok, który nawet nie umiał nawet dojechać na miejsce, co oczywiście w najmniejszym stopniu go nie usprawiedliwia. Ja bym nie popuściła, radziłabym napisać kategoryczną w tonie skargę do szefa tej korporacji taksówkowej i dodatkowo oskarżyć kierowcę o próbę kradzieży plecaka. Należy również zwrócić uwagę, że ten człowiek naraził BeLę na niebezpieczeństwo zostawiając ją ciemną nocą na ulicy.
OdpowiedzUsuńmoim zdaniem, korporacja powinna załatwić sprawę polubownie. Np w ramach rekompensaty i przeprosin, zaproponować coś w rodzaju karty stałego klienta, i korzystanie bezpłatne z ich usług.
OdpowiedzUsuńMajko
OdpowiedzUsuń.. a może mimo przeciwności , dla Pani Lasu ważne było , że to Wigilia , bliski człowiek obok i ksiązka , w której przeczytała po powrocie co ważne
.... tak , Pyłku kosmiczny....,
OdpowiedzUsuńlecz zarówno ja, jak inni komentujący, po prostu nie możemy pogodzić się z bezdusznością pana Taxi,
czy choć przez chwilę pomyślał o pozostawionej samej sobie pasażerce, której odmówił...
Ten Pan z pewnością tej książki nie czytał.
Może podaj BeLu chociaż mały link do tej korporacji? Albo przynajmniej telefon, a my sobie poszukamy - trzeba reklamować firmę, reklamować!
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to się wręcz nadaje do prasy, dobrze byłoby ten skandal nagłośnić, oczywiście nic bez zgody BeLi.
OdpowiedzUsuńPrzecież to naprawdę wstrząsąjące, ten nieczuły taksiarz wyrzucił z samochodu niepełnosprawną osobę późnym wieczorem i zostawił ją samą sobie.
Jeszcze raz powtórzę - ja bym nie popuściła.
A link do korporacji swoją drogą by się przydał.
Majko
OdpowiedzUsuńtak , P.T nie pomyslał, ale Pani lasu mu nie złozeczy...... , wiec może dobrej woli jest wiecej , a to tylko drobne potkniecie człowieka
Pyłku Kosmiczny, poczułam się wyidealizowana.
OdpowiedzUsuńKomentarzy tyle, a ja akurat nie bardzo mogę dialogować.
Ale skrupulatnie przeczytałam wszystko, coście napisali wszyscy.
Od siebie tylko napiszę, że od kierowcy nie usłyszałam przepraszam.
Dowiedziałam się natomiast,że się nie poczuwa.
Drugi raz pomyślałam, że potężnie mu szwankuje nawigacja.
Ale zanim, drugi raz też się zostałam w całkowitym osłupieniu, jak wtedy na tym poboczu.
BL
OdpowiedzUsuńto ja polecę , zajrzę pomiedzy jedną a druga spadającą gwiazdą
Przeczytałem i zatkało mnie... Natknięcie się na tak piramidalne - i w zasadzie bezinteresowne - chamstwo sprawia, ze czujemy się jak w surrealistycznym śnie. Gdy już uda się wrócić do normalnego świata, odczuwamy ulgę.
OdpowiedzUsuńRozumiem twój brak entuzjazmu do wychowywania tego durnia....
Kosmiczny Pyłku, ja nad Panem Taxi sądów nie czynię, potrafię zrozumieć, że mógł mieć tzw. zły dzień,
OdpowiedzUsuńlecz potem brak jakiejkolwiek refleksji, o czym napisała Pani lasu, potwierdza tylko, że nie nadaje się tego zawodu, albo powinien odbyć kursy odpowiednie.
Aby rozładować odrobinę tę napiętą dyskusję, wspomnę swoją przygodę :
W połowie lat osiemdziesiątych ub.wieku, zdarzyło mi się zapłacić pasztetami w puszce za kurs Taxi.
To był czas, kiedy na półkach sklepowych królował ocet, a zakupienie innych produktów zamieniało się w polowanie na nie.
W jednym sklepie soczki 'bobofrut', w innym biszkopciki, i ach jaka radość, w kolejnym pasztety drobiowe, których można było kupić aż całą paletę 24 sztuki !.
I tak, od sklepu do sklepu wyszły pieniążki z portfela, ale ja spokojna, bo mam jeszcze bilet powrotny.
Pod jedną pachą dwuletnia córcia, pod drugą toboły, i tylko spaliny podmiejskiego zobaczyłam na dworcu.
Panika, co robić, dziecko usypia, następny za dwie godziny, ciemności wokół, bo zima.
Poszłam na postój Taxi i pytam kierowcy, czy zrobi kurs, ale zapłacę pasztetami, bo złotówek już nie mam. Pan zrobił oczy jak spodki wielkie, ale zobaczywszy toboły zreflektował się, i uprzejmie pomógł nam się umościć.
Kurs wart był całej zgrzewki pasztetów, a Pan wziął tylko jeden.
tak, dobrej woli jest więcej.
o jejku, jak strasznie dużo tego naklepałam !
OdpowiedzUsuńprzepraszam, ale jakoś tak ...
Majko
OdpowiedzUsuńwidac jakiś ogon komety mnie przyniósł do lasu z powrotem .Tak dobrej woli jest wiecej :))))
Tetryku
tak sobie dumam ,że mogłabym tak Koterskim polecieć gdyby to cos dało , ale wiem że by nie dało
Właśnie takie to zdarzenie było najbardziej, co mnie zresztą zdziwiło. Czysty surrealizm. Jechać co najmniej 30 kilometrów, znaleźć wreszcie adres, móc wrócić do C. z pasażerem... Chamstwo aż niewiarygodne, zupełny brak wyobraźni. I gdyby jakiegokolwiek innego dnia.
OdpowiedzUsuńBabo, jeszcze w nawiązaniu do tego, co napisałaś, fragment utworu, który znalazłam na pewnym zacnym portalu: "zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego ręce, jest Boże Narodzenie". Najwyraźniej wtedy przez chwilę nie było. I nawet nie dlatego, że była Wigilia, bo jej też nie było.
OdpowiedzUsuńAstrid - tutejszym korzystającym z usług nadałam. A dzisiaj deszcz, taksówkowa pogoda :D. A kierowca, przypuszczam, miał umowę do końca roku.